Ostatnie kilka lat to dość stresujący okres dla polskiego kibica skoków narciarskich. Widmo spełnienia się snutego przez ekspertów od dawna scenariusza o staniu się drugą Finlandią, wydaje się coraz bardziej realne. W takiej sytuacji pozostaje nam wypatrywać i cieszyć się z pojedynczych, choćby delikatnych pozytywnych impulsów u naszej młodzieży, od której zależy w tej chwili nasze być albo nie być. To lato dostarcza nam takich niemal co tydzień.
Zacznę od krótkiego wytłumaczenia co w ogóle moim zdaniem jest w tej chwili naszym największym problemem. W końcu na arenie juniorskiej od kilku lat drużynowo tak realnie ustępujemy tylko Austriakom, będąc na podobnym, a raczej trochę lepszym poziomie, co Niemcy i Słoweńcy. Problemem jest jednak dziura pomiędzy pokoleniem naszych starych mistrzów, a młodzieżą z roczników 2005-2010. Bo w kontekście liczby młodych talentów którymi dysponujemy, jest nam czego zazdrościć. Tylko przydałoby się jeszcze, żeby dostali oni odpowiednie warunki do sportowego rozwoju, a do tego potrzebne jest zachowanie pewnej ciągłości.
Powiedzmy sobie szczerze – to już nie są czasy, kiedy w Pucharze Świata wygrywały szesnastoletnie dzieci. „Granica wieku” w skokach narciarskich została przesunięta do przodu i o ile skoczkowie coraz częściej są w stanie prezentować wysoki poziom mając 35-40 lat na karku, to jednocześnie tę sportową dojrzałość, pozwalającą na rywalizowanie ze ścisłą czołówką, osiągają średnio dopiero w wieku 23-24 lat. Wiąże się to z tym, że jak bardzo perspektywiczni nie wydawaliby się nam w tej chwili Byrski, Łukaszczyk, czy Joniak – przed nimi prawdopodobnie jeszcze długie miesiące, zanim w ogóle zaczną regularnie punktować, nie mówiąc o aspirowaniu do zajmowania czołowych lokat. Wyjątkiem jest Kacper Tomasiak, który na ten moment przewyższa swoich rówieśników z krajów „wielkiej szóstki” o kilka klas i jest realnym kandydatem do startów w przyszłym sezonie Pucharu Świata, jeśli utrzyma letnią formę.
Mimo wszystko całkiem realnym scenariuszem wydaje się kilkuletni przestój w naszych skokach. Być może już po zakończeniu następnego sezonu, kiedy naturalnie, po igrzyskach będzie można się spodziewać pewnego uszczuplenia kadry, wskutek przejścia części „starszyzny” na sportową emeryturę. A pytanie, czy w takiej sytuacji, kiedy naprawdę nie mielibyśmy za bardzo kim skakać, cierpliwości nie straciliby sponsorzy. Mocno uszczuplone zostałyby też chociażby nasze kwoty startowe. Od jakiegoś czasu było jasne, że jedynymi, którzy realnie aspirują do zalepienia tej dziury, są: Habdas, Juroszek, Pilch, Zniszczoł i Wąsek. W tym momencie mówi się już tylko o ostatniej dwójce, z czego Aleksander ma 31 lat, a Paweł mierzy się tego lata z dużymi problemami, niełapiąc się do składu. Dołącza za to Tomasiak, będący wciąż niewiadomą – nigdy nie skakał w zawodach elity, ale i dający realne przesłanki za tym, że mógłby na spokojnie rywalizować z szeroką światową czołówką.
Coś ruszyło?
Od niedawna możemy zaobserwować dość ciekawe zjawisko. Powiedziałbym, że w pewnym sensie porównywalne z tym, co miało miejsce w latach 2012-2014 – pojawiło się nam strasznie dużo dobrze rokujących juniorów. Oczywiście mimo wszystko to nie ta skala, bo wtedy w jednym momencie wyskoczył nam Biegun wygrywający w Klingenthal, Ziobro triumfujący w Engelbergu, Murańka ze Zniszczołem potrafiący wskakiwać do TOP10, czy Wolny ze złotem Mistrzostw Świata Juniorów. Ale chodzi o sam fakt posiadania wielu opcji, bo to jest najważniejsze. To jest to, czym wyróżniają się Austriacy. Tylko część tych wszystkich „wielkich diamentów” zrobi w skokach poważną karierę, więc liczenie na jakiegoś jednego złotego dzieciaka, który i tak jeszcze podrośnie i zmienią mu się parametry fizyczne, jest zazwyczaj zgubne. Szczególnie cenne jest posiadanie szerokiej bazy młodych, nieźle rokujących skoczków.
Po zniszczeniu pokolenia Biegunów, Miętusów i tym podobnych, nastały wśród naszych juniorów ciężkie czasy. Pojawiały się pojedyncze talenty, jak Pilch, czy Wąsek, ale generalnie – panowała straszna bieda. Tymczasem w zaledwie trzy tygodnie, swoje życiówki w FIS Cupie wykręcili już: Szymon Sarniak, niemal anonimowy przedtem Kamil Waszek, który w Villach nagle stanął na podium, Tymek Amilkiewicz, który przebudził się po kilku słabszych miesiącach, równie mało znany, jak Waszek – Klemens Staszel będący 4. w Ljubnie, czy w końcu Adam Niżnik, który po zdominowaniu trzeciej ligi pukał do TOP10 Pucharu Kontynentalnego w Stams. A blisko życiówki był też Łukasz Łukaszczyk, pojedyńcze skoki na poziomie kadry A oddawał Klemens Joniak, w dodatku Byrski, który również mierzy się w ostatnich miesiącach z dużymi problemami, przebił się niedawno do czołówki trzecioligowego konkursu.
To akurat bardziej ciekawostka, ale warto zanotować, że najlepiej od ponad dwóch lat skacze też Tomasz Pilch, a życiową formę osiągnął Jarosław Krzak. I nagle się okazuje, że mamy około siedmiu zawodników U20, + Niżnik, Pilch i Krzak, którzy potencjalnie powinni mieć na ten moment w zasięgu punkty drugiej ligi. To jest dziesięć nazwisk, część z nich pewnie nie przeniesie formy na zimę, lub wyższy szczebel, ale wciąż – naprawdę nie przypominam sobie sytuacji, w której ostatnio dysponowaliśmy tak wieloma opcjami. I nie sądzę, aby był to przypadek. Tak dynamiczna tendencja musi raczej być skutkiem jakichś systemowych zmian.
Kacper Tomasiak, proszę państwa
Wisienką na torcie tej sympatycznej tendencji na naszym zapleczu jest to, co stało się z Kacprem Tomasiakiem. To, że Tomasiak jest diamentem wiadomo od dawna. W wieku 16 lat ocierał się o medal Mistrzostw Świata Juniorów, ale na tamten moment – jego maks to były okolice 20. miejsca w kontynentalu, więc do Pucharu Świata wciąż daleko, a w dodatku niedługo później nieźle mu się podrosło i potrzebował czasu, aby dostosować technikę pod nowe parametry. Doszliśmy jednak do momentu, w którym nie mamy tylko dobrze rokującego juniora, ale gościa, który – jestem przekonany – już w tej chwili przy dobrych skokach byłby w stanie zapunktować w zawodach najwyższej rangi.
Jego fiskapową formę zweryfikować miał Puchar Kontynentalny w Stams. I zweryfikował. 18-latek nic nie zrobił sobie z obecności takich osobistości, jak Aigner, Mueller, czy Schmid – i raz wygrał w imponującym stylu. Łącznie najwyższą notę uzyskiwał w 4 z 6 serii, z czego w jednej był drugi, a w kolejnej go zdyskwalifikowano. Przy okazji wywalczył kwotę na dwa ostatnie weekendy LGP, więc o ile być może zamiast wyjazdu do Hinzenbach wybierze walkę o dodatkową kwotę na Puchar Świata poprzez LPK, to w Klingenthal jego nieobecność byłaby niewytłumaczalna.
To, jak wyróżnia się w tej chwili Kacper na tle równieśników, dobrze obrazuje statystyka udostępniona przez Tomka Golika na X-ie. Tomasiak jest pierwszym od ośmiu (!) lat 18-letnim, lub młodszym zwycięzcą zawodów Letniego Pucharu Kontynentalnego.
Podsumowanie
Nasza sytuacja względem poprzedniego lata różni się zatem tym, że z trzecioligowych przeciętniaków/anonimowych gości zrobiono drużynę, wobec której często bezradne pozostaje nawet austriackie zaplecze. To samo, które w zeszłym sezonie obsadziło całą czołową dziesiątkę generalki FIS Cupu. W dodatku, Kacper Tomasiak, przedtem mimo wszystko wciąż będący duże dwa kroki od „poważnego skakania”, praktycznie przebił się już do dorosłej kadry, odskakując rówieśnikom z innych krajów na lata świetlne.
- Kacper Tomasiak z poziomu przełomu 2/3 dziesiątki PK, stał się jej czołowym zawodnikiem.
- Adam Niżnik z poziomu 3/4 dziesiątki PK stał się skoczkiem na połowę drugiej dziesiątki, a sufit z pewnością jest wyżej – patrząc na treningi.
- Kamil Waszek z poziomu 5 dziesiątki FC stał się skoczkiem na…trudno to nawet jakoś uśrednić, ale powiedzmy, że 2/3 dziesiątka z przebłyskami do podium.
- Klemens Staszel – w sumie to samo, co Kamil Waszek.
- Szymon Sarniak z poziomu 3-4 dziesiątki FC stał się skoczkiem na 2-3 dziesiątkę.
- Łukasz Łukaszczyk wrócił w niezłym stylu po kontuzji, skacze bardzo nierówno ale zanotował już dwa miejsca w TOP6.
- Klemens Joniak ewidentnie podniósł swój poziom maksymalny, lecz nie przeniósł jeszcze tego na konkursy – choć nawet te gorsze skoki pozwoliły na spokojne punkty LPK.
- Jarosław Krzak z poziomu średnio 3 dziesiątki FC stał się skoczkiem na TOP10 (i to jak równe!).
- Tomasz Pilch z poziomu 2 dziesiątki FC stał się skoczkiem na ścisłą czołówkę.
- Tymek Amilkiewicz zanotował pierwsze podia FC, ale przede wszystkim – weekend na dobrym, równym poziomie, po słabszym okresie.
A i są tak drobne pozytywne akcenty, jak najlepszy występy Szozdy i Wróbla od dwóch lat. Tak jak wspomniałem – tendencja dotyczy tak wielu zawodników i to z takiej głębi naszych kadr, że jestem przekonany o zajściu jakichś systemowych zmian.
Obserwujmy i miejmy nadzieję, że pomyślnie przebiegnie również proces wprowadzania tych skoczków na wyższe szczeble. W przypadku Tomasiaka i Niżnika – na ten moment wygląda to dobrze. Na kolejny period przypada nam siedmioosobowa kwota na kontynental, a Stękała i Wolny nie zdobyli w Stams żadnych punktów, więc zaraz pewnie możemy się spodziewać kolejnych „transferów” szczebel wyżej.





Leave a Reply